poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział I
Ten nieszczęsny sklepowy wózek


Człowiek nabiera pewności siebie po kilku kieliszkach wódki i paru butelkach piwa. Przestaje myśleć o tym co robi, a głupstwa same napływają mu do głowy. Zapomina o wstydzie, obawach czy konsekwencjach. O tym czy właśnie robi coś złego, niebezpiecznego. Wszystko wydaje mu się nieistotne. W takim stanie człowiek jest bardzo podatny na najbardziej idiotyczne sugestie. Jak na przykład zjechanie wózkiem sklepowym pustą, stromą drogą. 

- Stary, przez ten zjazd będziesz znany na całe miasto! - powiedział Daniel, który miał popchnąć wózek. Wózek, w którym siedziałem ja. Siedemnastoletni szatyn o zamglonych, bordowych oczach, którymi ogarniałem ucieszonego chłopaka. Co go tak śmieszyło? Nie wydawało mi się, abym wyglądał, aż tak zabawnie. Choć odgłosy tłumu w tle, raczej sugerowały coś innego. No cóż, siedemnastolatek w sklepowym wózku... Chyba jednak wyglądałem, aż tak zabawnie. Nagle towarzystwo się bardziej ożywiło.
-Trzy...!
Zaczęło się odliczanie do mojego wielkiego startu.
-Dwa...!
W jednym momencie uświadomiłem sobie co się działo. Nerwowo zacząłem machać głową.
-Jeden!
Niekontrolowany krzyk wydobył się z mojego gardła, a włosy zostały rozwiane przez wiatr. Mocniej złapałem za poręcz wózka, który z sekundy na sekundę nabierał prędkości, niebezpiecznie bujając się przy tym na boki. "Mam farta, że zjeżdżam o drugiej nad ranem w jednej z bocznych uliczek i nikt się tu nie kręci" - myślałem. No i to był mój błąd. Na moje nieszczęście na przejściu dla pieszych szła jakaś osoba. Najwidoczniej musiała usłyszeć mój przeraźliwy krzyk, bo spojrzała w moją stronę, ale nie uciekła z drogi, a stanęła w miejscu. Byłem coraz bliżej. Dech zaparł mi w piersi, a myślami byłem już na komisariacie. Widziałem jak gruby policjant macha mi przed twarzą kajdankami i pogardliwym spojrzeniem przewierca mnie na wylot. Zadaje mi stresujące pytania, a ja cały czas powtarzam, że wcale nie chciałem potrącić tego człowieka. Zamknąłem oczy. Już za chwilę miałem się zderzyć z niewinnym przechodniem. Ciekawe jak będzie wyglądać moje życie po tym incydencie. Może ten ktoś przede mną, będzie tak dobry i odsunie się chwilę przed zderzeniem? Może nie będzie potrzeby wzywać policji? Może lepiej  wyskoczyć z tego wózka? Albo uciec z całego miejsca wypadku? 
Kiedy moja głowa była pełna tych myśli, wózek już dawno powinien zderzyć się z człowiekiem na pasach. Powoli otworzyłem jedno oko, a światło ulicznej lampy pokazało mi potencjalną ofiarę. Wysoki, blondyn z kpiącym uśmieszkiem stał przed wózkiem, w tej samej pozycji w której go zobaczyłem po raz pierwszy. Otworzyłem drugie oko i głośno przełknąłem ślinę. Spojrzałem mu prosto w oczy, krzyżując nasze spojrzenia. 
- Nic panu nie jest? - zapytałem ze zdumieniem. Cała sytuacja musiała wyglądać dość komicznie. Ja - chłopak wciśnięty w róg sklepowego wózka, pytam się stojącego przede mną zdrowego, mężczyzny czy wszystko z nim w porządku. Ktoś z boku, na pewno by stwierdził, że brakuje mi siódmej klepki. Albo i więcej klepek...
- Mi? - zaśmiał się krótko - Spójrz na siebie.

Poczułem jak zapiekły mnie policzki. No tak, przecież to ja w tym momencie wyglądałem żałośnie. Odchrząknąłem i starałem wydostać się z wózka. Szło mi to dość opornie, bo nie mogłem się chociażby podnieść. Na dodatek, wpadłem kilka razy z powrotem do wózka, kiedy chciałem przełożyć nogę na zewnątrz... 
Kątem oka dostrzegłem, że mężczyzna specjalnie zakrywa dłonią usta, aby zamaskować uśmiech, ale kiepsko mu to wychodziło. Nie wiem czy wiedział, ale takie rzeczy się robi dyskretnie. Dyskretnie, czyli tak, aby nikt tego nie zauważył. Kląłem wtedy cicho pod nosem, że jednak wózek mógł w niego wjechać. 
Po kilku kolejnych nieudanych próbach postanowiłem się poddać. Opuściłem głowę, schowałem ją między kolana i pociągnąłem nosem. Mimo, że był początek lata, wieczorami i tak było dość chłodno, a człowiekowi, który przed chwilą zjechał około pięćset metrów z górki, było wręcz zimno. Jednak nie dane mi było siedzieć tak długo. Po chwili zza moich pleców usłyszałem,  głośne rozmowy. Szybko spojrzałem za siebie przez ramię. Rozproszony tłum ludzi, których wcześniej widziałem na imprezie definitywnie przed czymś uciekał. 
- Ej, Filip zmywamy się, gliny jadą! Podobno twoje krzyki zakłóciły ciszę nocną! - Usłyszałem z góry ulicy Daniela, który jakby nic sobie nie robił z tego, że jest grubo po drugiej darł się wniebogłosy. Choć nie wiem, czy było możliwe drzeć się bardziej niż ja podczas zjazdu... 
Facet przede mną tylko westchnął. Wyjął mnie z wózka i przerzucił sobie przez ramię, zupełnie jakbym nic nie ważył. 
- H-hej co pan robi!? Sam sobie poradzę, nie jestem jakimś cholernym dzieciakiem! Umiem chodzić! - starałem się wyrwać, jednak blondyn był naprawdę silny. - Słyszy mnie pan!? Proszę mnie puścić!
Zacząłem uderzać pięściami w jego plecy. Nie reagował. Ignorował mnie po całości. 
- Gdzie my w ogóle idziemy?! Głuchy jesteś czy co!?
- Słyszę cię! - Warknął. - Gdybym cię tam zostawił, sumienie nie dałoby mi spokoju, bo co pomyśleć o chodzeniu skoro nie mogłeś wstać! Siedź cicho i trzeźwiej!
Otworzyłem szerzej oczy. Czy ja się nie przesłyszałem? Totalnie obca mi osoba, chcę się mną zająć? Więc na świecie są jeszcze ludzie, którzy nie mogą przejść obojętnie obok kogoś prowizorycznie potrzebującego pomocy. No cóż, ja osobiście się do nich nie zaliczałem.  Ahh... Czyli teraz niesie mnie mój własny, prawdziwy  anioł stróż? Tyle, że bez skrzydeł, a w dresowej bluzie i z kilkudniowym zarostem na twarzy. Na samą myśl o tym, prychnąłem, aby po chwili krótko się zaśmiać. 
- Dzięki... - powiedziałem cicho, a blondyn poprawił sobie mnie na ramieniu. 


-------

I tak oto zaczynamy przygody Filipa!

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, bo grunt to dobre pierwsze wrażenie. Sądzę, że kolejne rozdziały będą dłuższe. Przynajmniej będę się starać...   >3<

Komentarze są mile widziane! Bardzo chciałabym poznać wasze opinie, nie tylko te kolorowe, krytykę również przyjmę. Tak więc, jeżeli znajdziecie jakieś błędy, proszę dajcie mi znać w komentarzach. Tym bardziej, że jest to mój pierwszy (poważniejszy) blog. 

No i, to by było na tyle. Dziękuje za czytanie i zapraszam do kontynuacji!

8 komentarzy:

  1. Uwielbiam takie szalone osoby jak Filip, sama bym chętnie przejechała się wózkiem, jednak po pierwsze, nie mam gdzie, a po drugie, a się boje nawet zjeżdżalni wodnych...
    Rozdział był krótki, jednak zdążył mnie zainteresować. Właśnie tak powinien wyglądać dobry prolog. Z niecierpliwością czekam na więcej:)
    BTW tytuł bloga z jakiegoś powodu od razu skojarzył mi się z Shizuo z Durarary:P
    Pozdrawiam
    opowiadanie-demona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Blog został dodany do Katalogu Euforia.
    Pozdrawiam, Białko :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Początek mi się podobał, choć przyznaję - krótki. Nawet sprawdziłam w Wordzie i ma niecałe dwie strony, ja kiedy piszę staram się robić przynajmniej pięć. Hmmm... Doradzam ci wyjustować tekst i zrobić spis treści, bo go nie widziałam, a jednak, kiedy będzie więcej rozdziałów łatwiej będzie szukać. A teraz koniec o negatywach, czas na pozytywy - masz świetny styl pisania, czyta się łatwo i szybko. Umiesz zaciekawić, a koniec rozdziału sprawił, że mam ochotę na następny. Podoba mi się postać Filipia, trochę przypomina mi Percy'ego Jacksona, Magnusa Chase'a albo takiego jednego (którego imienia teraz nie mogę sobie przypomnieć) z opowiadania pt. "Draq Queen" należącego do Silencio :) To początek, więc nie mogę wiele powiedzieć, ale czekam na kolejne rozdziały i życzę weny!

    Pozdrawiam,
    Coco Deer!
    http://historienadeser.blogspot.com/

    P.S. Twój blog oczywiście ląduje do obserwowanych :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spis treści zrobiony! Dziękuje za rady, jest mi bardzo miło, że zechciałaś mi pomóc!

      Usuń
  4. Hej!
    Stronę wyłowiłam z katalogu Tęczowe historie. Moją uwag przykuł zachęcający opis. Rozdział naprawdę fajny, lubię ten styl pisania,lekki i zabawny. Jest mi naprawdę bliski. Dlatego z chęcią prześledzę losy Filipa, zapowiada się ciekawie :)
    Mam oczywiście małą uwagę, bez tego nie byłabym sobą xD, czy znasz kogoś, kto myśli o swoich oczach jako o bordowych? I druga uwaga... czy "blondyn" jest kulturystą, skoro z taką łatwością przerzucił Filipa przez ramię.
    Za rozdział ślicznie dziękuję i zabieram się za 2-gi ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz!
      Osobiście nie znam nikogo kto by myślał o swoich oczach w ten sposób, ale postacie wzoruje (z wyglądu i może troszkę z charakteru) na bohaterach z Durarary. Tak samo jest z blondynem, który ma przypominać Shizuo :)

      Usuń
  5. Jestem szczerze rozbawiona tym rozdziałem;D Ale w jak najbardziej pozytywnym sensie! Wyobraziłam sobie, że jestem świadkiem czegoś takiego i aż mi się przypomniały studenckie czasy xD Wózki z Tesco biły rekordy popularności na każdej imprezie.
    Opisałaś to wszystko w bardzo przyjemny sposób. Byłam w stanie poczuć, jak to jest być w skórze tego pijanego chłopaka, który nie bardzo wie, co się dzieje, a robi coś głupiego, bo… bo tak. Bez powodu w sumie. Bardzo trafnie wplotłaś w to ten początkowy fragment o tym, że człowiek nabiera pewności siebie po kilku kieliszkach. Szkoda tylko, że ta pewność siebie idzie najczęściej w złą stronę :D
    Najbardziej mnie zastanawia kim był ten facet, który wziął Filipa z wózka (jak to brzmi xD Jakby był noworodkiem) i gdzieś zaniósł. Ile Filip ma w ogóle lat, skoro jakiś facet jest w stanie tak po prostu zarzucić go sobie na ramieniu? Dorosłego chłopaka raczej ciężko tak wziąć i podnieść… A co dopiero mówić tu o niesieniu:D
    W każdym razie rozdział podobał mi się bardzo. Rozbawiłaś mnie, zaciekawiłaś, super! ;)
    Życzę Ci dużo weny i więcej takich pomysłow;D
    Pozdrawiam!
    Oraz zapraszam do siebie: sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń