poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział III
Peszek

Dojechałem na mój przystanek. Okazało się, że Damian mieszkał w centrum, więc do mojego domu, który był na pograniczach miasta, dzieliło pół godziny drogi autobusem. Wysiadłem z pojazdu, aby automatycznie ruszyć w stronę domu. Droga zajęła mi dłużej niż zazwyczaj, ponieważ nogi odmówiły mi posłuszeństwa i dotarcie na miejsce zmieniło się z dziesięciu minut na dwadzieścia. No, ale co poradzisz, człowiek na kacu jest jak zombie - powolny i bez mózgu. Lekko uśmiechnąłem się do siebie przez to porównanie. W końcu, na horyzoncie ukazał się nowoczesny, jednorodzinny dom, a przed nim... Mama pakująca bliźniaczki do samochodu. Dosłownie. Wpychała ich nogi do auta, a te na złość je wyciągały, tak samo z rękoma, a mama chaotycznie kręciła się wokół pojazdu. Oj, była zdenerwowana nie na żarty. Dziewczyny nie wiedzą kiedy przestać przez co, rodzicielka jest zbyt często w takim humorze. Obserwując je z daleka, cicho chichotałem. To naprawdę było zabawne. Może nie dla nich, ale dla mnie jak najbardziej. W końcu udało się mamie szybko wsiąść do samochodu i zamknąć od środka drzwi.  Zawsze tak robi, kiedy jedzie z tymi potworami. Tak, na wszelki wypadek. Odczekałem parę minut, aż odjadą z podjazdu, aby mnie nie zauważyły, po czym wśliznąłem się na podwórko przez zamykającą się bramę. Obiecałem mamie, że nie wrócę z imprezy późno. Ups, potem będzie mnie czekać jej wywód na temat demoralizujących młodzież imprez i pedofilii kręcących się w nocy po mieście. Ehh... Podszedłem do okna po lewej stronie drzwi wejściowych i zacząłem szukać w doniczkach na parapecie klucza. Matka uznała, że chowanie kluczy pod wycieraczką jest zbyt popularnym i obciachowym pomysłem. I w sumie się z nią zgodziłem. Kwiaty były dość gęste, aby idealnie w nich coś ukryć. W tym przypadku klucze. Chwilę mi to zajęło, ale znalazłem jeden mały wytrych i otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka, zdjąłem buty, bluzę i ruszyłem do mojego pokoju na piętrze. Dom był pusty. Panowała w nim nieprzypisana do tego miejsca cisza. Zazwyczaj było tu pełno wrzasków, odgłosów telewizora i stukania stopami o posadzkę, ale nie teraz. Ojciec był w delegacji, dziewczyny w szkole, a mama zaraz będzie jechać na uniwerek, aby uczyć nieporadne duże dzieci ojczystego języka. Ciężkie życie wykładowcy. Rzuciłem się na łóżko i zatopiłem twarz w puszystej poduszce. Na wszelki wypadek wyciągnąłem rękę w prawo, aby upewnić się, że grzejnik jest na poprawnym miejscu. Na szczęście był. Będę miał traumę z tym grzejnikiem. Przewróciłem się na bok, bo zaczynały mnie boleć plecy. Spojrzałem na zegar na drzwiami do pokoju. Ósma czterdzieści trzy. Moje zajęcia już trwały prawie godzinę lekcyjną. Jak na złość pierwszą godzinę miałem z wychowawcą, a zarazem osobą kipiącą niezbyt pozytywnymi uczuciami wobec mnie, czyli... Panem Kamilem, nauczycielem biologii i najstarszym człowiekiem jaki prawdopodobnie postawił nogę w tej szkole. Kontynuującym dawne zasady dla spóźnialskich i gadających na jego lekcjach, ogólnie serdecznym staruszkiem. A to peszek.
Ciekawe czy Daniel przyszedł do szkoły... Czy udało mu się w ogóle wrócić do domu. Westchnąłem wyobrażając sobie jakiego kaca musi mieć ten matoł.
Uznałem, że dzisiaj lepiej będzie jeśli nie pojawię się w budzie. Mój mózg nie działał tak płynnie jak zazwyczaj, więc i tak bym nic nowego nie zapamiętał, pojął czy coś. Nie miałem nic do roboty. Spędziłem czas, aż do zakończenia zajęć grając na komputerze i przeglądając internet. Kiedy byłem w trakcie oglądania kolejnego odcinka House of Cards, po domu rozległ się piskliwy dzwonek sugerujący, że ktoś stoi przed furtką. Po wymruczeniu kilku przekleństw, pod adresem przybysza, mozolnie powłóczyłem nogami do przedpokoju i otworzyłem bramkę, a chwilę potem drzwi. Przede mną stała wyższa ode mnie dziewczyna o ciemnych, długich, rozpuszczonych włosach, które opadały jej na ramiona z zawieszonym na nich plecakiem we wzór moro.
- Wpuścisz mnie czy będziemy tak stać w progu? - Zapytała wyrywając mnie przy tym z namolnego wpatrywania się w jej czarną bokserkę z odrobinę za dużym dekoltem.
Westchnąłem i otworzyłem szerzej drzwi, wykonując przy tym gest, który miał zaprosić dziewczynę do środka. Jednak chyba nie wyszedł, bo ominęła mnie z bardziej niezadowoloną miną niż kiedy otworzyłem jej drzwi. Zdjęła białe trampki i bez wahania ruszyła na piętro w stronę mojego królestwa. Szybko do niej dołączyłem.
- Był dziś Daniel w szkole? - Dobiegłem do niej i szedłem jej tempem.
- Nie. - Odpowiedziała krótko i nacisnęła klamkę do pokoju.
Siadła na łóżku i zaczęła wypakowywać zeszyty z plecaka, robiąc przy tym mały bałagan. Ja zająłem miejsce przy biurku z komputerem. Wyłączyłem monitor, aby mnie nie rozpraszał tym jakże pięknym widokiem zatrzymanego serialu.
- Dużo dziś robiliście?
- Było mało osób, - Odpowiedziała na chwilę zatrzymując rozpakowywanie się, aby odgarnąć za ucho włosy wpadające jej do oczu. No tak, za niecałe półtorej tygodnia koniec roku szkolnego, a na dodatek jeszcze ta wczorajsza impreza... - niezbyt.
Przewróciłem oczami. Cała Kaja Chęcińska. Krótkie odpowiedzi, wypełnione po brzegi sarkazmem i ironią z domieszką zuchwałości oraz złośliwości. Przynajmniej, w niektórych przypadkach, ja byłem nim dość rzadko, na szczęście. Czasem znudzeniem, czasem przygnębieniem. Trudna do rozszyfrowania osoba. Zgrywająca niedostępną, piękna dziewczyna o szarych, oczach w kształcie migdałów, dużych pełnych ustach i małym, kształtnym nosie. Wygadana, inteligentna, popularna, wredna i niezadowolona zupełnie ze wszystkiego, moja najlepsza przyjaciółka od kołyski - Kaja, która zna mnie lepiej niż ja sam siebie i vice versa. Rozumiemy się bez słów, normalnie telepatia.
- Przepisuj. - Ponownie wyrwała mnie z zamyślenia, swoim znudzonym głosem.
Jak na zawołanie podjechałem na krześle po zeszyty i wziąłem się do roboty. Jednak w połowie przepisywania już ostatniej na dziś notatki z ukochanej biologii, mój brzuch wkroczył do akcji z głośnym burknięciem. Spojrzałem przez ramie na Kaje, która czuła się jak u siebie i wylegiwała się w najlepsze na moim łóżku, grzebiąc w telefonie. Byłem dla niej kompletnie niewidoczny.
- Kaju~ Zrobisz mi coś do jedzenia? - Zapytałem z najsłodszym uśmiechem na jaki było mnie stać.
- A co byś chciał? - Nadal nie odrywała wzroku od komórki. No dobra, z tą telepatią to trochę przesadziłem. Chodziło mi raczej o odwiedzanie się nawzajem kiedy, któreś nie było w szkole i podawanie sobie wzajemnie lekcje, bez jakiegokolwiek wcześniejszego uprzedzenia, że się przyjdzie. To było po prostu do przewidzenia.
- Naleśniki!
Dziewczyna westchnęła, rzuciła telefon na materac i szybko wstała, aby uderzyć mnie lekko w ramię. Przy okazji sprawdzając ile jeszcze mi zostało do zrobienia.
- Filip, - Zaczęła kiedy była w progu, a ja spojrzałem na nią z pytaniem "Co?" wymalowanym na twarzy, najbardziej wyrazistymi kolorami. - ty leniwa dupo. - Po czym wyszła.
Kiedy skończyłem przepisywać notatki naleśniki były już gotowe, a Kaja wstawiała brudne naczynia do zlewu. Szybko zająłem miejsce przy stole, jakby ktoś tu jeszcze poza nami był i miał zamiar zjeść te pyszności z czekoladą i truskawkami. Od razu wziąłem się do jedzenia.
- Słyszałam, że byłeś wczoraj główną atrakcją przyjęcia, - Zaczęła opierając się o blat przy zlewie. - a potem słuch o tobie zaginął.
Spojrzałem na nią, a kawałek naleśnika, który miałem zamiar zjeść spadł w basen czekolady na talerzu. Basen czekolady... Przypominał mi oczy Damiana.
- Wiesz co zrobiłem?
- Wczoraj zjechałeś sklepowym wózkiem.
- Nie wczoraj, tylko dzisiaj.
- A potem słuch o tobie zaginął. - Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie wymownie. - Więc, co się stało potem?
Wróciłem wzrokiem na talerz i zacisnąłem ręce w pięści. Powiedzieć jej prawdę czy skłamać? Ta druga opcja wydaję mi się jednak trochę bardziej zachęcająca. Poza tym, jak ona by zareagowała gdybym powiedział jej, że obudziłem się w łóżku z innym facetem prawie, że nagi?
- Poszedłem do domu.
- Nie kłam.
- Nie kłamie! - Zaprzeczyłem patrząc na nią spod byka.
- Wiesz, na tej imprezie znaleźli się nieliczni abstynenci, którzy zachowali trzeźwość i byli dziś w budzie...
Westchnąłem. Jednak moje kłamstwa nie działały tylko i wyłącznie na Kaje. Nieważne kto to by był, jestem pewien, że uwierzyłby mi na ponad sto procent. Nie ważne czego by to kłamstwo dotyczyło i tak by mi wierzyli. No, chyba, że by znali prawdę, wtedy byłoby ciężko, ale i tak dałbym sobie radę! Jednak nie w tym przypadku. Kaja wiedziała wszystko o wszystkim. To czy była na miejscu zdarzenia nie miało znaczenia. Popularnej dziewczynie jednak przychodzi wszystko najłatwiej. Po prostu świetnie. Na ratunek przybyły mi bliźniaczki, które bez ceregieli kłapnęły drzwiami i wbiegły do kuchni, nie racząc się nawet ściągnięciem butów. Jednak kiedy mnie zobaczyły Maja powoli cofnęła się do przedpokoju, zapewne aby zdjąć obuwie, a Nina spojrzała na mnie podejrzliwie i założyła ręce na piersi. Oho, Nina bawi się w mamusie.
- Filip, - Powiedziała poprawiając swoje okulary na nosie, które złowrogo błysnęły. - gdzie byłeś?
Spojrzałem jej w oczy. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, póki nie zaczęły ją szczypać.
- Masz się wytłumaczyć! - Krzyknęła przecierając rękawem załzawione oczy.
- Najpierw ściągnij buty - Pokazałem palcem w stronę gdzie poszła Maja. - i odrób pracę domową.
Dziewczynka nadęła policzki i po chwili pokazała mi język.
- Głupi Filip! Wczoraj ty miałeś nam czytać bajkę!
- Dziś wam przeczytam. - Powiedziałem spokojnie. - Przepraszam.
Nina prychnęła po czym przyśpieszonym krokiem wyszła z pokoju, po drodze odwracając się do mnie, aby ponownie pokazać mi język. Dzieci są jednak niemożliwe. Odwróciłem się w stronę Kaji, która w między czasie musiała usiąść naprzeciwko mnie. Przyznaje, że się trochę wystraszyłem, bo nie słyszałem szurania krzesła ani nic.
- Będę się zbierać, muszę odebrać Mateusza. Następnym razem wszystko mi wyśpiewasz. - Oznajmiła wstając z siedziska i idąc w stronę schodów, aby zabrać swoje rzeczy.
Mateusz to jej młodszy brat, jest starszy od bliźniaczek o prawie rok. Jednak to nie przeszkadza Kaji, aby wszędzie gdzie to możliwe z nim chodzić, pilnować, odbierać, zabierać itp. Uważa to za swój obowiązek. W stosunku do niego jest zdecydowanie zbyt nadopiekuńcza. Dziewczynki są od niego młodsze, a same przecież kiedy muszą to idą i wracają do domu. Co prawda szkoła jest stosunkowo bliżej do naszego domu, niż Chęcińskich, ale jest to różnica, naprawdę niewielu metrów. Ale skoro sprawia jej to przyjemność, a brat nie ma nic do tego to niech to robi póki może. Jestem ciekaw co będzie jak Mateusz będzie w naszym wieku, czy Kaja nadal będzie taką troskliwą siostrzyczką i czy braciszek się jej w końcu przeciwstawi.
Chwilę potem dziewczyna zakładała obuwie w przedpokoju. Poszedłem do niej, aby się z nią pożegnać oraz podziękować za notatki i obiad. Zamknąłem za nią drzwi, wracając zajrzałem do potworów, wszystko było w porządku. Obie grzecznie odrabiały pracę domową pomagając sobie na wzajem. Ja to jednak mam dar przekonywania. Ja to jestem po prostu zajebisty. Uśmiechnąłem się dumnie do siebie w duchu, wracając do kuchni. Szybko włożyłem do ust ostatni kawałek zimnego już naleśnika i wziąłem się za zmywanie.
Podczas tego jakże, wciągającego zajęcia uświadomiłem sobie, że moje urodziny wypadają w ten sam dzień co zakończenie roku szkolnego.


-------

Tak o to i jestem! Kolorowy Fortepian wraca do pisania, po przerwie spowodowanej jakże beznadziejnymi udanymi wakacjami! Rozdział zaczęłam pisać tuż przed wyjazdem, a skończyłam dziś. Brawo ja, moje lenistwo i wena, której brak uporczywie mi doskwierał przy tym rozdziale! Wiem, że nie za wiele się w nim działo, ale jak sam Filip stwierdził, wkrótce jego urodziny! 
Będzie ostra impra, bro

poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział II
Niewygodne kanapy


Każdy potrzebuję ciepła drugiej osoby. Nieważne czy jest to mężczyzna czy kobieta, dziecko czy dorosły, mimo wszystko potrzebuje kogoś bliskiego. Chce czuć ciepło drugiej osoby, zarówno w tych dobrych jak i złych chwilach. Nie chodzi tu nawet o kontakt cielesny, co o wsparcie psychiczne. Właśnie, wsparcie psychiczne. Nie każdemu zależy na dotykaniu się nawzajem. Trzymaniu się za ręce czy całowaniu. Po prostu chodzi o osobę, której można się zwierzyć, powierzyć swoje sekrety, bez obaw, że komuś je wyda.
Tak do tej pory pojmowałem słowa "ciepło drugiej osoby". No cóż, hehe... 

Obudziłem się leżąc na wygodnym, dużym łóżku, łudząco podobnym do mojego. Czyli, wróciłem do siebie do domu? Naprawdę byłem w stanie? Z tego co pamiętam, to wpakowali mnie do wózka, a potem... A potem... No właśnie, co się stało? Na razie nie chciałem o tym myśleć. Grzejnik po mojej lewej był taki cieplutki. Aż ponownie zachciało mi się spać. Na dodatek był taki mięciutki, no musiałem się do niego chociaż trochę przysunąć, objąć i przytulić. Moment, moment! Stop, w tył zwrot. Jeśli byłbym w domu, to zapewne bliźniaczki już dawno skakałyby mi po łóżku, próbując mnie obudzić, abym zszedł na śniadanie.
Tak, mam dwie siostry bliźniaczki - Ninę, cichą i bezradną oraz Maję, jej całkowite przeciwieństwo. Ale wracając do rzeczy. Przecież grzejnik miałem po prawej stronie łóżka, poza tym... Miękki grzejnik? Działający grzejnik na początku lata?
Powoli otworzyłem oczy, aby zapoznać się z sytuacją. Moim oczom ukazały się duże, muskularne plecy, do których byłem przylepiony jak do ściany. Na początku mój otumaniony kacem mózg, nie zakodował tej informacji, a zastąpiła ją nagła fala bólu. Cicho syknąłem i powoli rozmasowałem skroń. Cholerny Daniel musiał, po prostu musiał zmusić mnie do pójścia na tą imprezę. Przecież lubisz popić, a picie w samotności wcale nie przynosi tyle frajdy! - przypomniałem sobie słowa chłopaka. Jednak teraz wiem, że picie w samotności nie jest co prawda tak zabawne, ale przynajmniej bezpieczniejsze.
W tym momencie postać przede mną lekko się poruszyła. Otworzyłem szerzej oczy i odskoczyłem od niej jak oparzony, dotykając tym samym plecami ściany. Chwała Bogu! Mój mózg się obudził! W końcu zorientował się, że coś jest nie tak. Nie mogłem uwierzyć moim oczom. Nie, nie proszę nie! Czy to naprawdę możliwe, że ja... Kolejna fala bólu rozsadziła mi czaszkę, a ja złapałem się za głowę i cicho przekląłem głupie pomysły Daniela. W końcu to jego wina, że mnie upił!
Chłopak obrócił się w moją stronę, mozolnie otwierając zaspane powieki, które po chwili ponownie zamknął. Miałem okazję, aby przyjrzeć się mu bliżej. No dobra, urodą nie grzeszył. Jego potargane blond włosy z ciemnymi odrostami u góry, delikatnie opadały mu na oczy, a kilkudniowy zarost tylko dodawał mu uroku. Emm, Filip czy ty się przypadkiem nie zapomniałeś? Debilu, o czym ty myślisz? Uroku? Natychmiast gorączkowo potrząsnąłem głową, sądząc że w ten sposób pozbędę się tych dziwnych myśli. Halo, ziemia do Filipa, zapomniałeś o tych wszystkich magazynach pod twoim łóżkiem? Chyba wiesz czemu leżą POD łóżkiem, a nie na półce z książkami? I wiesz jaką mają zawartość te magazyny? I wiesz czemu nigdy nie pozwalasz komukolwiek sprzątać swojego pokoju? Ale, co jeśli ja po pijaku... Przerażony zajrzałem pod kołdrę. Miałem na sobie białą koszule. Jedynie białą koszule. Na dodatek o kilka dobrych rozmiarów za dużą, a poza tym nic więcej. Serio, serio?! Czyżby rzeczywiście coś się wczoraj stało? Nie, Filip ty debilu! Naprawdę byłeś, aż tak nie rozważny, aby oddać się w ręce... No właśnie kim był ten facet? Poznałem się z nim na imprezie, czy co... I mam już powód, który ratuje mnie przed chodzeniem na imprezy z Danielem. Powiedział, że będzie cały czas ze mną, a jak to wygląda? Śpię z nieznanym mi mężczyzną w tym samym łóżku prawie, że nagi. Ehh... Będę musiał w końcu zapamiętać, aby mu nie ufać. Głęboko westchnąłem i przykryłem się do pasa kołdrą. Co robić, co robić w takiej sytuacji? Rozejrzałem się po pokoju. Nie był za duży. Miał kremowe ściany, a podłoga była zakryta dywanem w brązowo-białe kółka. Przez jedyne okno zasłonięte do połowy niebieską żaluzją, powoli przebijały się promienie słońca. Padały idealnie oświetlając kilka wesołych, rodzinnych zdjęć w czarnych ramkach. Na prostopadłej do nich ścianie wisiała tablica korkowa z kilkoma kolorowymi karteczkami z... Przepisami? Nie widziałem dobrze, ale chyba była tam wspominka o jajkach. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że nigdzie nie widziałem swoich ubrań. Całe pomieszczenie było idealnie czyste. Nic się nie walało po podłodze, na łóżku czy też biurku. Więc, gdzie są moje ciuchy? Robiłem striptiz po drodze, przykuwając spojrzenia przechodniów, czy co. Pierwszym pomysłem jaki wpadł mi do głowy było przeszukanie mieszkania, ale co jeśli nie mieszkał tu sam? Lekko się uśmiechnąłem przy wyobrażeniu sobie mnie, paradującego po salonie w poszukiwaniu majtek na oczach jego rodziny pijącej kawę. Jednak chyba łatwiej byłoby obudzić chłopaka i go o nie zapytać. To będzie naprawdę dziwna i niezręczna rozmowa. Nie myśląc więcej kopnąłem go w brzuch, a ten ze stłumionym krzykiem spadł na podłogę. Ja natomiast ułożyłem się z powrotem na łóżku, jakby nigdy nic.
- Co jest, kur... - Warknął i przeszył mnie wzrokiem na wylot, aż dostałem dreszczy.
No, ale musiałem go jakoś obudzić. Nie był to najlepszy sposób, ale najbardziej skuteczny. Sam się o tym wiele razy przekonałem przez bliźniaczki. Nigdy nie było mowy o normalnym budzeniu jak pogłaskanie po głowie czy szturchnięcie w ramie, bo zwyczajnie na mnie nie działało. Po chwili usłyszałem jak chłopak się podnosi i siada na łóżku. Usiadł do mnie plecami, więc trochę uchyliłem powieki. Sięgnął po paczkę papierosów, leżącej na szafce nocnej. Dopiero dowiedziałem się o jej istnieniu, iż, aż, ponieważ wcześniej blondyn zasłaniał mi ją swoimi ogromnymi plecami. Szczerze, nawet mu ich zazdrościłem. Ja byłem niskim chudzielcem, co często było powodem naśmiewania się ze mnie, ale zazwyczaj nie trwało to długo. Swój wzrost nadrabiałem intelektem. Nie byłem typem "klasowego popychadła" , więc jedynie kilka ciętych ripost, których te półgłówki nie rozumiały wystarczały, aby ich zniechęcić do mojej osoby. Jedynie Daniel się do mnie nie odwrócił, a uznał mnie za fajnego, wygadanego kumpla. Nie rozumiem tego człowieka.
Do moich nozdrzy doleciał zapach tytoniu. Chłopak w między czasie zapalił papierosa. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale cały pokój zalatywał lekko tytoniem i czekoladą. Tak, czekoladą, a w szczególności pościel. Jednak nie wiedziałem czy to przez proszek do prania, czy jednak prawdziwą słodycz. Cicho westchnąłem, ale to wystarczyło aby blondyn zwrócił na mnie uwagę, a ja nie zdążyłem zamknąć oczu. Odwrócił się w moją stronę z tlącym się papierosem między wargami.
- A całą noc spałeś tak słodko, dopiero pod koniec ci coś odwaliło. - Powiedział z wyrzutem i strzepał proch do popielniczki.
- Gdzie są moje ubrania? - Zapytałem ignorując jego wcześniejszą wypowiedź. Obecnie ważne było dla mnie jedynie przebranie się z tej za dużej koszuli i założenie gaci. Naprawdę czułem się nieswojo w czyichś ciuchach, a ten upierdliwy ból głowy tylko potęgował stopień mojego złego samopoczucia.
-  Suszą się, - Zaciągnął się dymem - całe śmierdziały alkoholem, więc je wyprałem.
- Na - nawet bokserki?
Chłopak uśmiechnął się w nieodgadniony dla mnie sposób i wrzucił do popielniczki peta. Szybko skojarzył fakty i po chwili podszedł do szafy, aby rzucić mi pierwszą lepszą parę bielizny, która spadła niedaleko mojej twarzy. Moment później blondyn znowu siedział do mnie tyłem na łóżku. - Nawet bokserki. - Zaśmiał się krótko, a ja szybko zakryłem się bardziej kołdrą i założyłem najdyskretniej jak się dało bieliznę. Miałem co do tego mieszane uczucia, ale paradowanie jedynie w koszuli też mi się nie uśmiechało.
Potem zapadła niezręczna cisza. On najwidoczniej nie czuł potrzeby odezwania się, a ja nie wiedziałem o czym miałbym z nim rozmawiać. Z nim... No właśnie, jak on miał na imię? Znaliśmy swoje imiona na wzajem? Ja nic nie sobie nie przypominałem, a on do tej pory on nie powiedział do mnie Filip. Może zapomniał? Może oboje poznaliśmy się smakując w imprezowych trunkach. Ehh, kto wie?
- A tak w ogóle to, do każdego się tak kleisz? Przyczepiłeś się do mnie jak rzep do psiego ogona i nie chciałeś puścić. - Powiedział widocznie usatysfakcjonowany tym, że spałem do niego przylepiony, bo się do mnie zaczepnie uśmiechnął.
- Dla - dla twojej wiadomości, robiłem to nieświadomie, - Syknąłem w jego stronę podnosząc się do siadu. - myślałem, że jesteś grzejnikiem...
Grzejnikiem, serio?
Spojrzał na mnie jak na debila i wybuchł niepohamowanym śmiechem, a moja twarz zamieniła się w soczystego pomidora. - Masz dziwne porównania. - Stwierdził i spojrzał na mnie przez ramię z wymalowanym uśmiechem na twarzy. - Jesteś głodny? Przy okazji dam ci tabletki na ból głowy. Wczoraj nieźle popiłeś.
Skinąłem głową na tak, a mój brzuch jedynie to potwierdził głośnym burknięciem. Chłopak wstał i wyszedł z pokoju zostawiając drzwi otwarte na oścież. Albo mieszkał sam, albo jego rodzina gdzieś wybyła. Nie wydaje mi się, aby ktoś nie mieszkający sam zostawiał otwarte drzwi do swojego pokoju, kiedy w jego łóżku leży na wpółnagi facet. Przynajmniej tyle dobrego, że nie będę się musiał nikomu tłumaczyć czemu tu jestem. Nieśpiesznie wstałem i poszedłem w ślady blondyna. Pomieszczenie do, którego wszedłem było jasnym salonem połączonym z aneksem kuchennym. Obok drzwi stał szary narożnik z kilkoma żółtymi poduszkami i pogiętym kocem w kratę na oparciu. Ściany były wyłożone starą boazerią, która dawała całkiem przyjemny dla oka efekt po połączeniu z kanapą. Przed nią znajdował się mały, biały kawowy stolik. Patrząc dalej była prowizoryczna kuchnia, składająca się z kilku naściennych szafek i blatów, tego samego koloru co stoliczek, lodówki, kuchenki i mikrofali. Chłopak nalewał wody do czajnika, który postawił na kuchence, aby potem zabrać się za śniadanie. Był tylko w szarych, dresowych spodniach. Te plecy będą mnie prześladować po nocach, w moich snach, jeśli będę w ogóle spać... Podszedłem do średnich rozmiarów stolika w kącie pokoju i usiadłem na jednym z czterech krzeseł. Miały rażąco żółty kolor, podobny do poduszek... Westchnąłem i oparłem się głową o stół. Myśląc o tym czy naprawdę powinienem tu jeszcze siedzieć. Nie czułem się jakoś nieswojo, ale za swobodnie też nie. Może to przez fakt, że chłopak na szczęście mieszkał sam?  Z zamyśleń wyrwał mnie charakterystyczny gwizd czajnika.
- Ej, chodź tu i zdaj się na coś. - Powiedział chłopak, prawdopodobnie krojąc coś przy blacie.
Powoli powłóczyłem nogami do kuchenki, po czym wyłączyłem ogień jednego z palników. Blondyn na chwilę oderwał się od krojenia ogórka i podał mi opakowanie z kawą i kilkoma herbatami oraz dwa kubki.
- Sypaną. - Powiedział i wrócił do wcześniejszej czynności.
Mruknąłem na znak, że rozumiem i nasypałem dwie łyżeczki kawy do kubka, po czym go zalałem. Ja sobie zrobiłem mięte. Razem wróciliśmy do stolika. Ja z dwoma kubkami w rękach, a on z parą talerzy, na których leżały przygotowane przez niego kanapki. Nie mogę powiedzieć, że nie, ale wyglądały smakowicie. Siedliśmy do stołu i wzięliśmy się za jedzenie.
- A tak w ogóle, to jak się nazywasz? - Zapytał mnie przerywając tym samym posiłek.
Czyli jednak się nie znaliśmy. No fajnie.
- Filip Drzewiecki, - Powiedziałem przełykając kawałek kanapki. Były naprawdę dobre. - a ty?
- Damian - Oznajmił biorąc łyk kawy i podał mi rękę nad stołem. - Jóźwiak, ile masz lat?
Co to za mini przesłuchanie?
- Siedemnaście, - Nie zastanawiając się uścisnąłem dłoń i ponownie zapytałem. - a ty?
Damian lekko się uśmiechnął. - Osiemnaście.
Zapadła cisza, a my wróciliśmy do jedzenia. Muszę przyznać, że wyglądał na trochę starszego, ale to pewnie przez ten zarost. Automatycznie spojrzałem na jego twarz. Miał czekoladowe, głębokie oczy. Normalnie mógłbym w nich pływać. Pływać w basenie z czekoladą...
- Nieładnie to się tak przyglądać komuś jak je, Filipku. - Powiedział łapiąc moje spojrzenie i pogroził palcem, a ja dla niepoznaki zacząłem rozglądać się po pokoju, aby po chwili ból głowy dał o sobie ponownie znać.
Hej Filipku, zapomniałeś o mnie? Uporczywy ból głowy powraca ze zdwojoną siłą!
- Wspominałeś o prochach na ból głowy... - Powiedziałem mrużąc oczy, kiedy kończyłem ostatnią kanapkę.
- A, no tak.
Wstał, aby po chwili wrócić z prostokątną tabletką w palcach. Wziąłem ją od niego i popiłem resztkami herbaty.
- Powinno niedługo zadziałać. - Powiedział dopijając kawę.
I w tym momencie, najinteligentniejszy Filip na świecie, przypomniał sobie o tym, że spał w tym samym łóżku z innym mężczyzną.
- Ej, Damian, - Zacząłem wpatrując się pusto w przestrzeń. - czy... Czy my się ze sobą przespaliśmy?
Chłopak spojrzał na mnie jak na idiotę, a plasterek pomidora z jego kanapki spadł z plaskiem na talerz.
- Ty nic nie pamiętasz?
- Na to wygląda. - Nerwowo przeczesałem włosy dłonią.
Czyżby coś między nami zaszło?
Blondyn westchnął ze zrezygnowaniem i wywrócił oczami. - Naprawdę muszę ci wszystko opowiadać?
- Byłbym wdzięczny.
Chłopak wziął głębszy wdech zaczął opisywać mi nasze poznanie, że sklepowy wózek, w którym siedziałem zatrzymał się tuż przed nim, że przez mój krzyk przyjechała policja, bo zakłóciłem ciszę nocną, a on zabrał mnie do siebie, pod pretekstem, że ma miękkie serce. I że poznaliśmy się o drugiej nad ranem, dzisiaj, a nie wczoraj.
- Ale czemu spaliśmy w tym samym łóżku? - Zapytałem z lekkimi wypiekami na twarzy i już o wiele spokojniejszy. To... To poznanie drugiej osoby, było chyba jednym z najdziwniejszych w historii.
- Bo kanapa tylko wygląda na wygodną. - Odpowiedział przy wkładaniu talerzy do zlewu, a ja wybuchłem nie pohamowanym śmiechem.
Serio? Bo kanapa tylko wygląda na wygodną? Nie mógł się chociaż trochę bardziej wysilić? Coś typu, że nie chciało mu się rozkładać kanapy, czy coś.
- Hahaha, to... To była najgorsza wymówka jaką słyszałem! - Powiedziałem w przerwach śmiechu, wycierając napływającą łezkę do oka.

Mimo mojego prześmiewczego zachowania, on też się uśmiechnął, a nawet zaczął cicho chichotać. Kiedy zmył naczynia wszystko nabrało tępa. Przyniósł mi z łazienki ubrania. Przebrałem się  w jego pokoju. Pożegnałem się, podziękowałem za gościnę, przeprosiłem za kłopot. I wyszedłem. Tak po prostu, poszedłem na przystanek i pojechałem do domu. W autobusie myśląc jeszcze, że będę musiał przetestować tą kanapę.  


-------

No, to łapcie drugi rozdzialik. Tym razem jest dłuższy. Pisało mi się go bardzo przyjemnie, to dość dziwne bo zazwyczaj trudzę się nad opowiadaniami, ale jestem z siebie zadowolona! Rozdział ma prawie pełne cztery strony!~ Cieszmy się i radujmy, bowiem Fortepian ma wenę!


PS No nie mogłam się powstrzymać przed wstawieniem tego obrazka xD

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział I
Ten nieszczęsny sklepowy wózek


Człowiek nabiera pewności siebie po kilku kieliszkach wódki i paru butelkach piwa. Przestaje myśleć o tym co robi, a głupstwa same napływają mu do głowy. Zapomina o wstydzie, obawach czy konsekwencjach. O tym czy właśnie robi coś złego, niebezpiecznego. Wszystko wydaje mu się nieistotne. W takim stanie człowiek jest bardzo podatny na najbardziej idiotyczne sugestie. Jak na przykład zjechanie wózkiem sklepowym pustą, stromą drogą. 

- Stary, przez ten zjazd będziesz znany na całe miasto! - powiedział Daniel, który miał popchnąć wózek. Wózek, w którym siedziałem ja. Siedemnastoletni szatyn o zamglonych, bordowych oczach, którymi ogarniałem ucieszonego chłopaka. Co go tak śmieszyło? Nie wydawało mi się, abym wyglądał, aż tak zabawnie. Choć odgłosy tłumu w tle, raczej sugerowały coś innego. No cóż, siedemnastolatek w sklepowym wózku... Chyba jednak wyglądałem, aż tak zabawnie. Nagle towarzystwo się bardziej ożywiło.
-Trzy...!
Zaczęło się odliczanie do mojego wielkiego startu.
-Dwa...!
W jednym momencie uświadomiłem sobie co się działo. Nerwowo zacząłem machać głową.
-Jeden!
Niekontrolowany krzyk wydobył się z mojego gardła, a włosy zostały rozwiane przez wiatr. Mocniej złapałem za poręcz wózka, który z sekundy na sekundę nabierał prędkości, niebezpiecznie bujając się przy tym na boki. "Mam farta, że zjeżdżam o drugiej nad ranem w jednej z bocznych uliczek i nikt się tu nie kręci" - myślałem. No i to był mój błąd. Na moje nieszczęście na przejściu dla pieszych szła jakaś osoba. Najwidoczniej musiała usłyszeć mój przeraźliwy krzyk, bo spojrzała w moją stronę, ale nie uciekła z drogi, a stanęła w miejscu. Byłem coraz bliżej. Dech zaparł mi w piersi, a myślami byłem już na komisariacie. Widziałem jak gruby policjant macha mi przed twarzą kajdankami i pogardliwym spojrzeniem przewierca mnie na wylot. Zadaje mi stresujące pytania, a ja cały czas powtarzam, że wcale nie chciałem potrącić tego człowieka. Zamknąłem oczy. Już za chwilę miałem się zderzyć z niewinnym przechodniem. Ciekawe jak będzie wyglądać moje życie po tym incydencie. Może ten ktoś przede mną, będzie tak dobry i odsunie się chwilę przed zderzeniem? Może nie będzie potrzeby wzywać policji? Może lepiej  wyskoczyć z tego wózka? Albo uciec z całego miejsca wypadku? 
Kiedy moja głowa była pełna tych myśli, wózek już dawno powinien zderzyć się z człowiekiem na pasach. Powoli otworzyłem jedno oko, a światło ulicznej lampy pokazało mi potencjalną ofiarę. Wysoki, blondyn z kpiącym uśmieszkiem stał przed wózkiem, w tej samej pozycji w której go zobaczyłem po raz pierwszy. Otworzyłem drugie oko i głośno przełknąłem ślinę. Spojrzałem mu prosto w oczy, krzyżując nasze spojrzenia. 
- Nic panu nie jest? - zapytałem ze zdumieniem. Cała sytuacja musiała wyglądać dość komicznie. Ja - chłopak wciśnięty w róg sklepowego wózka, pytam się stojącego przede mną zdrowego, mężczyzny czy wszystko z nim w porządku. Ktoś z boku, na pewno by stwierdził, że brakuje mi siódmej klepki. Albo i więcej klepek...
- Mi? - zaśmiał się krótko - Spójrz na siebie.

Poczułem jak zapiekły mnie policzki. No tak, przecież to ja w tym momencie wyglądałem żałośnie. Odchrząknąłem i starałem wydostać się z wózka. Szło mi to dość opornie, bo nie mogłem się chociażby podnieść. Na dodatek, wpadłem kilka razy z powrotem do wózka, kiedy chciałem przełożyć nogę na zewnątrz... 
Kątem oka dostrzegłem, że mężczyzna specjalnie zakrywa dłonią usta, aby zamaskować uśmiech, ale kiepsko mu to wychodziło. Nie wiem czy wiedział, ale takie rzeczy się robi dyskretnie. Dyskretnie, czyli tak, aby nikt tego nie zauważył. Kląłem wtedy cicho pod nosem, że jednak wózek mógł w niego wjechać. 
Po kilku kolejnych nieudanych próbach postanowiłem się poddać. Opuściłem głowę, schowałem ją między kolana i pociągnąłem nosem. Mimo, że był początek lata, wieczorami i tak było dość chłodno, a człowiekowi, który przed chwilą zjechał około pięćset metrów z górki, było wręcz zimno. Jednak nie dane mi było siedzieć tak długo. Po chwili zza moich pleców usłyszałem,  głośne rozmowy. Szybko spojrzałem za siebie przez ramię. Rozproszony tłum ludzi, których wcześniej widziałem na imprezie definitywnie przed czymś uciekał. 
- Ej, Filip zmywamy się, gliny jadą! Podobno twoje krzyki zakłóciły ciszę nocną! - Usłyszałem z góry ulicy Daniela, który jakby nic sobie nie robił z tego, że jest grubo po drugiej darł się wniebogłosy. Choć nie wiem, czy było możliwe drzeć się bardziej niż ja podczas zjazdu... 
Facet przede mną tylko westchnął. Wyjął mnie z wózka i przerzucił sobie przez ramię, zupełnie jakbym nic nie ważył. 
- H-hej co pan robi!? Sam sobie poradzę, nie jestem jakimś cholernym dzieciakiem! Umiem chodzić! - starałem się wyrwać, jednak blondyn był naprawdę silny. - Słyszy mnie pan!? Proszę mnie puścić!
Zacząłem uderzać pięściami w jego plecy. Nie reagował. Ignorował mnie po całości. 
- Gdzie my w ogóle idziemy?! Głuchy jesteś czy co!?
- Słyszę cię! - Warknął. - Gdybym cię tam zostawił, sumienie nie dałoby mi spokoju, bo co pomyśleć o chodzeniu skoro nie mogłeś wstać! Siedź cicho i trzeźwiej!
Otworzyłem szerzej oczy. Czy ja się nie przesłyszałem? Totalnie obca mi osoba, chcę się mną zająć? Więc na świecie są jeszcze ludzie, którzy nie mogą przejść obojętnie obok kogoś prowizorycznie potrzebującego pomocy. No cóż, ja osobiście się do nich nie zaliczałem.  Ahh... Czyli teraz niesie mnie mój własny, prawdziwy  anioł stróż? Tyle, że bez skrzydeł, a w dresowej bluzie i z kilkudniowym zarostem na twarzy. Na samą myśl o tym, prychnąłem, aby po chwili krótko się zaśmiać. 
- Dzięki... - powiedziałem cicho, a blondyn poprawił sobie mnie na ramieniu. 


-------

I tak oto zaczynamy przygody Filipa!

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, bo grunt to dobre pierwsze wrażenie. Sądzę, że kolejne rozdziały będą dłuższe. Przynajmniej będę się starać...   >3<

Komentarze są mile widziane! Bardzo chciałabym poznać wasze opinie, nie tylko te kolorowe, krytykę również przyjmę. Tak więc, jeżeli znajdziecie jakieś błędy, proszę dajcie mi znać w komentarzach. Tym bardziej, że jest to mój pierwszy (poważniejszy) blog. 

No i, to by było na tyle. Dziękuje za czytanie i zapraszam do kontynuacji!