Rozdział III
Peszek
Peszek
Dojechałem na mój przystanek. Okazało się, że Damian mieszkał w centrum, więc do mojego domu, który był na pograniczach miasta, dzieliło pół godziny drogi autobusem. Wysiadłem z pojazdu, aby automatycznie ruszyć w stronę domu. Droga zajęła mi dłużej niż zazwyczaj, ponieważ nogi odmówiły mi posłuszeństwa i dotarcie na miejsce zmieniło się z dziesięciu minut na dwadzieścia. No, ale co poradzisz, człowiek na kacu jest jak zombie - powolny i bez mózgu. Lekko uśmiechnąłem się do siebie przez to porównanie. W końcu, na horyzoncie ukazał się nowoczesny, jednorodzinny dom, a przed nim... Mama pakująca bliźniaczki do samochodu. Dosłownie. Wpychała ich nogi do auta, a te na złość je wyciągały, tak samo z rękoma, a mama chaotycznie kręciła się wokół pojazdu. Oj, była zdenerwowana nie na żarty. Dziewczyny nie wiedzą kiedy przestać przez co, rodzicielka jest zbyt często w takim humorze. Obserwując je z daleka, cicho chichotałem. To naprawdę było zabawne. Może nie dla nich, ale dla mnie jak najbardziej. W końcu udało się mamie szybko wsiąść do samochodu i zamknąć od środka drzwi. Zawsze tak robi, kiedy jedzie z tymi potworami. Tak, na wszelki wypadek. Odczekałem parę minut, aż odjadą z podjazdu, aby mnie nie zauważyły, po czym wśliznąłem się na podwórko przez zamykającą się bramę. Obiecałem mamie, że nie wrócę z imprezy późno. Ups, potem będzie mnie czekać jej wywód na temat demoralizujących młodzież imprez i pedofilii kręcących się w nocy po mieście. Ehh... Podszedłem do okna po lewej stronie drzwi wejściowych i zacząłem szukać w doniczkach na parapecie klucza. Matka uznała, że chowanie kluczy pod wycieraczką jest zbyt popularnym i obciachowym pomysłem. I w sumie się z nią zgodziłem. Kwiaty były dość gęste, aby idealnie w nich coś ukryć. W tym przypadku klucze. Chwilę mi to zajęło, ale znalazłem jeden mały wytrych i otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka, zdjąłem buty, bluzę i ruszyłem do mojego pokoju na piętrze. Dom był pusty. Panowała w nim nieprzypisana do tego miejsca cisza. Zazwyczaj było tu pełno wrzasków, odgłosów telewizora i stukania stopami o posadzkę, ale nie teraz. Ojciec był w delegacji, dziewczyny w szkole, a mama zaraz będzie jechać na uniwerek, aby uczyć nieporadne duże dzieci ojczystego języka. Ciężkie życie wykładowcy. Rzuciłem się na łóżko i zatopiłem twarz w puszystej poduszce. Na wszelki wypadek wyciągnąłem rękę w prawo, aby upewnić się, że grzejnik jest na poprawnym miejscu. Na szczęście był. Będę miał traumę z tym grzejnikiem. Przewróciłem się na bok, bo zaczynały mnie boleć plecy. Spojrzałem na zegar na drzwiami do pokoju. Ósma czterdzieści trzy. Moje zajęcia już trwały prawie godzinę lekcyjną. Jak na złość pierwszą godzinę miałem z wychowawcą, a zarazem osobą kipiącą niezbyt pozytywnymi uczuciami wobec mnie, czyli... Panem Kamilem, nauczycielem biologii i najstarszym człowiekiem jaki prawdopodobnie postawił nogę w tej szkole. Kontynuującym dawne zasady dla spóźnialskich i gadających na jego lekcjach, ogólnie serdecznym staruszkiem. A to peszek.
Ciekawe czy Daniel przyszedł do szkoły... Czy udało mu się w ogóle wrócić do domu. Westchnąłem wyobrażając sobie jakiego kaca musi mieć ten matoł.
Uznałem, że dzisiaj lepiej będzie jeśli nie pojawię się w budzie. Mój mózg nie działał tak płynnie jak zazwyczaj, więc i tak bym nic nowego nie zapamiętał, pojął czy coś. Nie miałem nic do roboty. Spędziłem czas, aż do zakończenia zajęć grając na komputerze i przeglądając internet. Kiedy byłem w trakcie oglądania kolejnego odcinka House of Cards, po domu rozległ się piskliwy dzwonek sugerujący, że ktoś stoi przed furtką. Po wymruczeniu kilku przekleństw, pod adresem przybysza, mozolnie powłóczyłem nogami do przedpokoju i otworzyłem bramkę, a chwilę potem drzwi. Przede mną stała wyższa ode mnie dziewczyna o ciemnych, długich, rozpuszczonych włosach, które opadały jej na ramiona z zawieszonym na nich plecakiem we wzór moro.
- Wpuścisz mnie czy będziemy tak stać w progu? - Zapytała wyrywając mnie przy tym z namolnego wpatrywania się w jej czarną bokserkę z odrobinę za dużym dekoltem.
Westchnąłem i otworzyłem szerzej drzwi, wykonując przy tym gest, który miał zaprosić dziewczynę do środka. Jednak chyba nie wyszedł, bo ominęła mnie z bardziej niezadowoloną miną niż kiedy otworzyłem jej drzwi. Zdjęła białe trampki i bez wahania ruszyła na piętro w stronę mojego królestwa. Szybko do niej dołączyłem.
- Był dziś Daniel w szkole? - Dobiegłem do niej i szedłem jej tempem.
- Nie. - Odpowiedziała krótko i nacisnęła klamkę do pokoju.
Siadła na łóżku i zaczęła wypakowywać zeszyty z plecaka, robiąc przy tym mały bałagan. Ja zająłem miejsce przy biurku z komputerem. Wyłączyłem monitor, aby mnie nie rozpraszał tym jakże pięknym widokiem zatrzymanego serialu.
- Dużo dziś robiliście?
- Było mało osób, - Odpowiedziała na chwilę zatrzymując rozpakowywanie się, aby odgarnąć za ucho włosy wpadające jej do oczu. No tak, za niecałe półtorej tygodnia koniec roku szkolnego, a na dodatek jeszcze ta wczorajsza impreza... - niezbyt.
Przewróciłem oczami. Cała Kaja Chęcińska. Krótkie odpowiedzi, wypełnione po brzegi sarkazmem i ironią z domieszką zuchwałości oraz złośliwości. Przynajmniej, w niektórych przypadkach, ja byłem nim dość rzadko, na szczęście. Czasem znudzeniem, czasem przygnębieniem. Trudna do rozszyfrowania osoba. Zgrywająca niedostępną, piękna dziewczyna o szarych, oczach w kształcie migdałów, dużych pełnych ustach i małym, kształtnym nosie. Wygadana, inteligentna, popularna, wredna i niezadowolona zupełnie ze wszystkiego, moja najlepsza przyjaciółka od kołyski - Kaja, która zna mnie lepiej niż ja sam siebie i vice versa. Rozumiemy się bez słów, normalnie telepatia.
- Przepisuj. - Ponownie wyrwała mnie z zamyślenia, swoim znudzonym głosem.
Jak na zawołanie podjechałem na krześle po zeszyty i wziąłem się do roboty. Jednak w połowie przepisywania już ostatniej na dziś notatki z ukochanej biologii, mój brzuch wkroczył do akcji z głośnym burknięciem. Spojrzałem przez ramie na Kaje, która czuła się jak u siebie i wylegiwała się w najlepsze na moim łóżku, grzebiąc w telefonie. Byłem dla niej kompletnie niewidoczny.
- Kaju~ Zrobisz mi coś do jedzenia? - Zapytałem z najsłodszym uśmiechem na jaki było mnie stać.
- A co byś chciał? - Nadal nie odrywała wzroku od komórki. No dobra, z tą telepatią to trochę przesadziłem. Chodziło mi raczej o odwiedzanie się nawzajem kiedy, któreś nie było w szkole i podawanie sobie wzajemnie lekcje, bez jakiegokolwiek wcześniejszego uprzedzenia, że się przyjdzie. To było po prostu do przewidzenia.
- Naleśniki!
Dziewczyna westchnęła, rzuciła telefon na materac i szybko wstała, aby uderzyć mnie lekko w ramię. Przy okazji sprawdzając ile jeszcze mi zostało do zrobienia.
- Filip, - Zaczęła kiedy była w progu, a ja spojrzałem na nią z pytaniem "Co?" wymalowanym na twarzy, najbardziej wyrazistymi kolorami. - ty leniwa dupo. - Po czym wyszła.
Kiedy skończyłem przepisywać notatki naleśniki były już gotowe, a Kaja wstawiała brudne naczynia do zlewu. Szybko zająłem miejsce przy stole, jakby ktoś tu jeszcze poza nami był i miał zamiar zjeść te pyszności z czekoladą i truskawkami. Od razu wziąłem się do jedzenia.
- Słyszałam, że byłeś wczoraj główną atrakcją przyjęcia, - Zaczęła opierając się o blat przy zlewie. - a potem słuch o tobie zaginął.
Spojrzałem na nią, a kawałek naleśnika, który miałem zamiar zjeść spadł w basen czekolady na talerzu. Basen czekolady... Przypominał mi oczy Damiana.
- Wiesz co zrobiłem?
- Wczoraj zjechałeś sklepowym wózkiem.
- Nie wczoraj, tylko dzisiaj.
- A potem słuch o tobie zaginął. - Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie wymownie. - Więc, co się stało potem?
Wróciłem wzrokiem na talerz i zacisnąłem ręce w pięści. Powiedzieć jej prawdę czy skłamać? Ta druga opcja wydaję mi się jednak trochę bardziej zachęcająca. Poza tym, jak ona by zareagowała gdybym powiedział jej, że obudziłem się w łóżku z innym facetem prawie, że nagi?
- Poszedłem do domu.
- Nie kłam.
- Nie kłamie! - Zaprzeczyłem patrząc na nią spod byka.
- Wiesz, na tej imprezie znaleźli się nieliczni abstynenci, którzy zachowali trzeźwość i byli dziś w budzie...
Westchnąłem. Jednak moje kłamstwa nie działały tylko i wyłącznie na Kaje. Nieważne kto to by był, jestem pewien, że uwierzyłby mi na ponad sto procent. Nie ważne czego by to kłamstwo dotyczyło i tak by mi wierzyli. No, chyba, że by znali prawdę, wtedy byłoby ciężko, ale i tak dałbym sobie radę! Jednak nie w tym przypadku. Kaja wiedziała wszystko o wszystkim. To czy była na miejscu zdarzenia nie miało znaczenia. Popularnej dziewczynie jednak przychodzi wszystko najłatwiej. Po prostu świetnie. Na ratunek przybyły mi bliźniaczki, które bez ceregieli kłapnęły drzwiami i wbiegły do kuchni, nie racząc się nawet ściągnięciem butów. Jednak kiedy mnie zobaczyły Maja powoli cofnęła się do przedpokoju, zapewne aby zdjąć obuwie, a Nina spojrzała na mnie podejrzliwie i założyła ręce na piersi. Oho, Nina bawi się w mamusie.
- Filip, - Powiedziała poprawiając swoje okulary na nosie, które złowrogo błysnęły. - gdzie byłeś?
Spojrzałem jej w oczy. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, póki nie zaczęły ją szczypać.
- Masz się wytłumaczyć! - Krzyknęła przecierając rękawem załzawione oczy.
- Najpierw ściągnij buty - Pokazałem palcem w stronę gdzie poszła Maja. - i odrób pracę domową.
Dziewczynka nadęła policzki i po chwili pokazała mi język.
- Głupi Filip! Wczoraj ty miałeś nam czytać bajkę!
- Dziś wam przeczytam. - Powiedziałem spokojnie. - Przepraszam.
Nina prychnęła po czym przyśpieszonym krokiem wyszła z pokoju, po drodze odwracając się do mnie, aby ponownie pokazać mi język. Dzieci są jednak niemożliwe. Odwróciłem się w stronę Kaji, która w między czasie musiała usiąść naprzeciwko mnie. Przyznaje, że się trochę wystraszyłem, bo nie słyszałem szurania krzesła ani nic.
- Będę się zbierać, muszę odebrać Mateusza. Następnym razem wszystko mi wyśpiewasz. - Oznajmiła wstając z siedziska i idąc w stronę schodów, aby zabrać swoje rzeczy.
Mateusz to jej młodszy brat, jest starszy od bliźniaczek o prawie rok. Jednak to nie przeszkadza Kaji, aby wszędzie gdzie to możliwe z nim chodzić, pilnować, odbierać, zabierać itp. Uważa to za swój obowiązek. W stosunku do niego jest zdecydowanie zbyt nadopiekuńcza. Dziewczynki są od niego młodsze, a same przecież kiedy muszą to idą i wracają do domu. Co prawda szkoła jest stosunkowo bliżej do naszego domu, niż Chęcińskich, ale jest to różnica, naprawdę niewielu metrów. Ale skoro sprawia jej to przyjemność, a brat nie ma nic do tego to niech to robi póki może. Jestem ciekaw co będzie jak Mateusz będzie w naszym wieku, czy Kaja nadal będzie taką troskliwą siostrzyczką i czy braciszek się jej w końcu przeciwstawi.
Chwilę potem dziewczyna zakładała obuwie w przedpokoju. Poszedłem do niej, aby się z nią pożegnać oraz podziękować za notatki i obiad. Zamknąłem za nią drzwi, wracając zajrzałem do potworów, wszystko było w porządku. Obie grzecznie odrabiały pracę domową pomagając sobie na wzajem. Ja to jednak mam dar przekonywania. Ja to jestem po prostu zajebisty. Uśmiechnąłem się dumnie do siebie w duchu, wracając do kuchni. Szybko włożyłem do ust ostatni kawałek zimnego już naleśnika i wziąłem się za zmywanie.
Podczas tego jakże, wciągającego zajęcia uświadomiłem sobie, że moje urodziny wypadają w ten sam dzień co zakończenie roku szkolnego.-------
Tak o to i jestem! Kolorowy Fortepian wraca do pisania, po przerwie spowodowanej jakże
Będzie ostra impra, bro